Zdenkowani #5 2016

12/31/2016 04:33:00 PM

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie i zapraszam!


Ostatni dzień roku to dobry czas na wpis z ostatnim tegorocznym denkiem. Ulubieńców grudnia nie będzie, bo szykuje dla wpis z hitami roku 2016 i wtedy pewnie przedstawię Wam również kosmetyki, które uwielbiałam również w grudniu. Denko zbierałam przez trzy miesiące i myślę, że w przyszłym roku też co kwartał będę je robić - nie częściej. Nie chciałam już zostawiać tego wpisu na przyszły rok, więc czas rozprawić się ze śmieciami w roku 2016 :)


Na pierwszy ogień tradycyjnie idzie pielęgnacja. Pierwszy krem, który zużyłam wzbudzał wiele dobrych jak i negatywnych opinii. Mnie produkt zdziwił bardzo, bo miał to być BB Krem upiększający, a okazało się, że jest to po prostu krem poprawiający koloryt skóry. Niczym nie przypomina normalnych kremów BB - propozycja Tołpy ma zero krycia, ale za to ładnie poprawia jej koloryt (przy regularnym stosowaniu). Jego pierwsze użycie nie należało do najprzyjemniejszych jednak ostatecznie spodobał mi się i nawet go polubiłam. Jeśli jesteście ciakawe jego recenzji to odeślę Was tutaj KLIK.  Kolejny krem, który wykończyłam (nie wiem ile już jego opakowań zużyłam) to La Roche-Posay Effaclar Duo [+]. Krem dobrze znany w blogosferze, zawsze do niego wracam jak mam większe problemy z moją skórą. Następny pustak u mnie to też krem do twarzy, a mianowicie Clinique Moisture Surge, który od kilku miesięcy towarzyszy mi w porannej pielęgnacji. Jest to lekki żel-krem nawilżający, który dobrze działa z mieszaną cerą. Świetnie nadaje się pod makijaż. Jestem z niego ogromnie zadowolona, a w łazienkowej półce zawitało kolejnego jego opakowanie. Warto wypróbować tym bardziej, że jak na Clinique to nie ma on wygórowanej ceny. Ostatnim kosmetykiem z tej kategorii jest płyn micelarny od Nivea. Szczerze mówiąc nic szczególnego i nie jest to płyn micelarny, do którego wrócę. Zainteresowanych jego recenzją odsyłam tutaj KILK.


Kolejna kategoria produktów to kosmetyki pod prysznic :) Pierwszy Kremowy żel pod prysznic nad, którego końcem ubolewam to Le Petit Marseiliais w wersji zapachowej Malina i Piwonia. On tak cudownie pachnie jak mamba malinowa, że chwile pod prysznicem są przyjemnością! Ja uwielbiam ich żele pod prysznic bo są super kremowa, świetnie pachną i czyszczą ciało oraz delikatnie je nawilżają. W sumie to zawsze w denkach pokazuje Wam dwie firmy jeśli chodzi o produkty do mycia ciała LPM oraz Yves Rocher. W sumie nic dziwnego, bo to moje dwie ulubione firmy w tej kategorii. Właśnie... Kolejny żel jest z Yves Rocher, a jego wersja zapachowa to czarna porzeczka. Również pięknie pachnie w sumie jak żelki wyglądające jak malinki i czarna porzeczka. Świetnie myje i również nie przesusza ciała. Kolejny produkt to balsam pod prysznic od Lirene, który przezwoicie nawilżał ciało i myślę, że taki specyfik jest dobry na lato. Teraz jest dla mnie stanowczo za słaby, jednak w lato bardzo dobrze mi się go używało, ale jego wydajność nie jest najwyższych lotów.


Pozostając przy ciele to pożegnałam się z dwoma balsamami, które fajnie się u mnie sprawdziły. Mus do ciała malinowy od Nacomi używałam tylko na noc, ponieważ nie jest to produkt, który bardzo szybko się wchłania. Ma konsystencję musu, który pod wpływem ciepła staje się olejkiem. Bardzo dobrze nawilża i tylko szkoda, że tak długo się wchłania i żałuję, że nie mogłam go również używać na dzień. Drugi koleżka to Mleczko nawilżające do skóry bardzo suchej od Le Petit Marseiliais. Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia dlaczego producent uznał, że to balsam dla skóry suchej... Ja taką mam i uważam, że jest dla niej za słaby. Nie miałam uczucia, że skóra jest doskonale nawilżona tylko tak liźnięta nawilżeniem... W lato spoko, bo szybko się wchłania. Nie wrócę do niego ponownie.


Przyszedł czas na włosy! Zaczynając od lewej skończyłam odżywkę do włosów Garnier Goodbye Damage, która o dziwo dobrze się u mnie sprawdzała. Pozostawiała włosy delikatne, mięciutkie i miłe w dotyku, ale jakoś nie zauważyłam aby podziałała wzmacniająco na moje włosy jak to obiecał producent. Kolejny produkt to mój "święty Graal" - Odżywka z wyciągiem z bursztynu do włosów i skóry głowy, Jantar. Bardzo mi pomogła po ciąży kiedy włosy zaczęły wypadać mi garściami. Wzmocniła włosy, spowodowała wysyp baby hair, z których teraz mam grzywkę :D Uwielbiam ją, a drugie opakowanie stoi w łazience. Kolejna skończona przeze mnie odżywka do włosów to 3 Minuye Miracle Moisture od Aussie. Bardzo dobrze nawilża włosy, pozostawiając je gładkimi i lśniącymi. Dodatkowo pachnie jak guma turbo. Szampon do włosów, który zużyłam to WAX Pilomax do włosów cienkich bez objętości. Bardzo dobrze mył włosy, dodawaj im ekstra objętości, a moje włosy nią nie grzeszą. Lubię szampony do włosów WAX Pilomax i serdecznie polecam ich spróbować. A na sam koniec kolejne opakowanie Płukanki octowej z malin od Yves Rocher :)


Na koniec rodzynek, który służył mi cały rok! Liquid Camouflage od Catrice, czyli korektor w płynie to zdecydowanie mój hit roku 2016. Jest mocno kryjący, więc radzi sobie z wszelkimi zasinieniami, zaczerwienieniami, a ich w okolicach moich oczu było bardzo dużo w tym roku. Na razie nie kupiłam kolejnego opakowania, bo nie udało mi się go zaleźć, ale jak będzie gdzieś dostępny to na pewno do niego wrócę. Za taką cenę i świetne krycie warto spróbować! Chociaż wybór kolorów mógłby być większy... Zapraszam Was również do jego recenzji o tu KLIK.

Stare śmieci mam za sobą, a Wam życzę udanego wskoku do Nowego Roku i szampańskiej zabawy do białego rana :*

Zobacz również inne posty

4 komentarze

  1. Miałam i lubiłam żel jeżynowy z YR i płukankę octową ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mam ten żel z LPM i uwielbiam jego zapach <3 Mleczko tej samej firmy też miałam i również nie podbiło mojego serca :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za odwiedziny! Jak już tu jesteś zostaw po sobie ślad :)
Za komentarze i obserwację postaram się odwdzięczyć.