LIRENE: Brązujący balsam do ciała pod prysznic - jasna karnacja
7/10/2016 09:19:00 AMWitam Was wszystkich bardzo serdecznie i zapraszam!
Nie każdy ma okazję wyjechać nad morze lub do ciepłych krajów, leżeć plackiem na plaży i smażyć się na słoneczku. Smażyć się na słoneczku, a co najważniejsze opalić się. Lubię naturalną opaleniznę, ale nie mam okazji jej "zdobyć" dlatego wspomagam się jak mogę produktami brązującymi. Chociaż teraz kiedy praktycznie codziennie jestem na dworze jestem bardziej opalona niż w tamtym roku, kiedy nie miałam zbyt wielu okazji do wyjść w czasie dobrym do łapania słońca. Tak - urok pracowania. Zazwyczaj nogi opalają się u mnie najwolniej, dlatego przykładam do nich szczególną uwagę. Może nie przechodziłam przez wiele produktów samoopalających, bo nie przepadam za nimi, ale mam kilku faworytów. Smugi, przykry zapach to zawsze mnie od nich odstraszało. Jednak w moje łapki trafił bardzo ciekawy produkt, a mianowicie Balsam brązujący pod prysznic od Lirene. Od razu trafiły do mnie obietnice skóry muśniętej słońcem bez smug i przykrego zapachu samoopalacza. Od razu Wam powiem, że warto po niego sięgnąć jeśli lubicie naturalny efekt, a nie taki jakbyście nie opuszczały solarium...
OPIS PRODUCENTA:
Kosmetyk stopniowo nadaje skórze naturalny, świetlisty odcień opalenizny oraz zapewnia uczucie niezwykłej miękkości. Bez konieczności stosowania dodatkowego balsamu lub produktu brązującego. Balsam zapewnia efekt skóry muśniętej słońcem, którego intensywność uzależniona jest od ilości użyć. Nadaje skórze całego ciała równomierny, złocisty koloryt, bez smug i przebarwień oraz bez specyficznego zapachu samoopalacza. Dzięki specjalnej formule idealnie rozprowadza się na mokrej skórze, zapewniając wygodną i precyzyjną aplikację - również w trudno dostępnych miejscach (szyja, wewnętrzna strona ramion i ud). Dzięki zawartości wyciągu z bursztynu balsam wzmacnia naturalny kolor skóry.
Stosowanie:
pod prysznicem nanieść balsam na umytą, wilgotną skórę całego ciała. Lekko wmasować, pozostawić na skórze prze 3 min. Na koniec zmyć nadmiar ciepłą wodą. Dokładnie umyć ręce. Po osuszeniu ciała ręcznikiem można od razu założyć ubranie. Stosować codziennie aż do uzyskania pożądanej intensywności opalenizny. Działanie samoopalacza na skórze naturalnie rozpocznie się po kilku godzinach od zastosowania. Efekt opalenizny zauważalny jest po ok. 5 użyciach.
opis:www.media.lirene.com
SKŁAD:
Aqua (Water), Dihydroxyacetone, Isopropyl Myristate, Petrolatum, Glycerin, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Propylene Glycol, Polyquaternium-37, Glycerul Stearate, PEG-100 Stearate, Cetearyl Alcohol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Amber Extract, Citric Acid, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Amyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, Hydroxycitronellal, Cinnamyl Alcohol, Benzyl Alcohol.
MOJA OPINIA:
W tubce znajdziemy 200 ml produktu, ale nie jest on zbyt wydajny. Po siedmiu użyciach zostało mi mniej więcej 3/4 opakowania. Może nawet trochę mniej. Tubka dobrze leży w dłoni i nie wyślizguje się z rąk podczas używania.
Konsystencja balsamu jest lekka i kremowa z łatwością sunie po mokrym ciele. Nie sprawia trudności podczas aplikacji ani w czasie jego zmywania z wilgotnego ciała. Czuć po jego zastosowaniu delikatny film (tak jest parafina w składzie), ale tutaj jakoś specjalnie mi nie przeszkadza, bo i tak później nakładam na siebie balsam/mus bez grama parafiny. Zapach nie jest jakiś szczególny pachnie słodko, ale to taki typowy zapach kosmetyczny. W każdym razie nosa nie drażni. Producent słowa dotrzymał i nie wyczujemy tutaj zapachu typowego dla samoopalaczy.
Nie pierwszy raz spotkałam się z taką formą balsamu do ciała, który używamy pod prysznicem. Pamiętam, że używałam takiego z Nivea i nawilżenie wtedy mi pasowało, bo nie wymagałam zbyt wiele. Wymagania się zmieniły, więc pewnie teraz nie byłabym z niego zadowolona. No ale dziś nie o tym. Przejdźmy do balsamu z Lirene. Na efekty opalenizny trzeba poczekać. Niby efekt opalenizny widoczny jest po ok. pięciu użyciach, a ja zauważyła je dopiero przy siódmym razie. Może bardziej odpowiednia dla mojej skóry byłaby wersja - ciemna karnacja? Pewnie po wykończeniu balsamu dla jasnej karnacji kupię ciemniejszą wersję i zobaczę jak to będzie wyglądało. Nie jest to z pewnością produkt dla fanek mocnej opalenizny. Takiej nim nie uzyskamy. Balsam daje bardzo ładny naturalny efekt. Nie robi smug ani plam. Pewnie przy niedokładnej aplikacji mógłby zrobić plamy, ale najwidoczniej dobrze się nim smaruję. Mąż zauważył efekty, więc balsam działa. Skóra jest lekko muśnięta słońcem, a na takim efekcie mi bardzo zależało. Najbardziej podoba mi się w nim to, że nie czujemy "smrodku" związanego z samoopalaczami, a zaraz po zmyciu można włożyć piżamkę bez obaw o jej zabrudzenie. Balsam nawilża nasze ciało, ale to nawilżenie jest dla mnie za małe tym bardziej, że prysznic biorę wieczorami. Jak wspominałam wcześniej balsam ma w składzie parafinę i ja zazwyczaj skreślam takie produkty, bo nie lubię tego filmu po parafinie. Jednak zaraz po osuszeniu aplikuję mus do ciała, który nie ma parafiny i już jest po problemie. Balsam nie należy do wydajnych, a szczerze mówiąc to sobie go nie żałowałam. Jednak nie można mieć wszystkiego.
Podsumowując: Daje naturalny efekt skóry muśniętej słońcem. Nie czuć zapachu samoopalacza, produkt nie robi smug ani plam. Nie uzyskamy nim pomarańczowego efektu, a piękny brązowy odcień skóry. Nawilża skórę (parafina!!!), ale dla mnie za słabo, dlatego zawsze po jego zastosowaniu używam musu do ciała. Aplikacja i zmycie produktu nie nie sprawiają trudności. Produkt będzie idealny po zimie żeby zminimalizować bladość skóry i dodać sobie koloru. Kosz takiego balsamu to 16,99 zł.
Lubicie samoopalacze, czy stawiacie na naturalną opaleniznę? Miałyście może styczność z produktem od Lirene?
35 komentarze
Zabieram się za niego i ciekawa jestem rzeczywiście jak się u mnie sprawdzi :) Dopiero dojrzałam, że ma dwie wersje dla jasnej i ciemnej karnacji...
OdpowiedzUsuńDla mnie produkt całkiem spoko. Jeśli lubisz delikatną opaleniznę to będziesz zadowolona. Ja jak skończę tą wersję to kupię ciemniejszą :D zobaczę jak wtedy różnicę :)
UsuńNie jestem fanką samoopalaczy, wolę tradycyjne opalanie.
OdpowiedzUsuńTego produktu jeszcze nie znam
OdpowiedzUsuńWarto poznać ;)
UsuńJestem bardzo ciekawa tego produktu u siebie dlatego po weekendzie chyba od razu popędzę go kupić :)
OdpowiedzUsuńJa się nad nim zastanawiam odkąd go zobaczyłam na blogach. Myślę, ze się na niego skuszę :)
OdpowiedzUsuńSamoopalaczy nie lubię używać, stawiam na naturalną opaleniznę.
OdpowiedzUsuńJak się ma gdzie i kiedy opalić to pewnie, że tak ;)
UsuńChyba się skuszę na wersję do ciemnej karnacji, aby przyciemnić swoje blade w tym roku nogi ;)
OdpowiedzUsuńO tak na nogi zdecydowanie podziała ;) Ja chciałam go tylko na początku do nóg używać, ale w końcu wylądował na całe ciało.
Usuńniedługo będę go testować:)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieje, że też będziesz zadowolona :)
UsuńKiedys wysmarowalam nogi samoopalaczem. Musiałam potem mocno je ukrywać. Ale skoro ten nie czyni smug... :)))
OdpowiedzUsuńO też tak miałam :/ Dlatego do samoopalaczy nie jestem przekonana. Ale ten balsam to zupełnie coś innego ;) Fajne rozwiązanie i na prawdę nie robi smug i plam ;)
UsuńNie przepadam za brązującymi produktami, ale wiem, że spora ilość osób zainteresuje się tym produktem :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak :)
Usuńja używałam samoopalacza z Eveline. bardzo fajny szybki efekt i skład lepszy od tego. ale jak wyszłam na słońce to się trochę zraziłam do balsamów brązujących bo potem one chcąc nie chcąc schodzą razem z naturalną opalenizną. :O
OdpowiedzUsuńwięc stwierdziłam że takie cuda to tylko od święta jak jest potrzeba :D
A jaki Eveline, bo pewnie jest ich kilka? :D
UsuńZainteresował mnie :)
OdpowiedzUsuńU mnie balsamy brązujące to podstawa, bo raczej się nie opalam, a taka forma pod prysznic jest ciekawa i pewnie wygodna ;D
OdpowiedzUsuńraczej nie sięgam po tego typu produkty ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam samoopalacza, bo raczej lubię swoją bladą karnację... no ale przyszło lato i pasowałoby jakoś wyglądać, a nie chodzić trupio blada więc chyba wybiorę się po ten balsam :)
OdpowiedzUsuńPrzydałby się na moje blade nogi :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mało używam tego typu balsamów jakoś im nie ufam. Ale po twojej recenzji czuję się skuszona. Jedyny produkt z którego byłam zadowolona to olejek bielendy do opalania twarzy jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt, muszę kupić bo jestem blada :D
OdpowiedzUsuńO, widzę, że u Ciebie też on:)
OdpowiedzUsuńMam wariant do ciemnej karnacji i bardzo się z nim polubiłam :)
OdpowiedzUsuńO fajny produkt brazer pod prysznic, ciekawy lubię takie mazidelka :-)
OdpowiedzUsuńMam wersję do ciemnej karnacji i na nogi używam z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńBędę miała ten balsam na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńMam, ale jeszcze nie wypróbowałam.
OdpowiedzUsuńO to całkiem ciekawy produkt, dawno już nie korzystałam z balsamów brązujących :P
OdpowiedzUsuńu mnie fajnie jeszcze sprawdza się Ziajka :)
OdpowiedzUsuńNo niestety miałam z nim styczność. Więcej go nie kupię. Ma szereg zalet: jak np. dobrze się rozprowadza, nie wysusza skóry, tubka jest wygodna w użyciu. Ale niestety po pierwsze śmierdzi (tyle, że z godz. po użyciu i mniej intensywnie niż klasyczny samoopalacz), a po drugie nie ma po nim kompletnie żadnych efektów (przynajmniej u mnie). Totalne zero (po 6 użyciah). Po zwykłym samoopalaczu już po 1 razie mam efekt skóry muśniętej słońcem, przy tym mniejszym śmierdziuchu po 6 razach nie mam nawet śladu skóry muśniętej słońcem. Jestem gigantycznie zawiedziona (zwłaszcza, ze to ustrojstwo jest droższe niż klasyczny samoopalacz- a przynajmniej ten, który się u mnie spisał). Nigdy więcej. Zużyję tę tubkę do końca i z lubością wyrzucę do śmietnika.
OdpowiedzUsuńDziękuje za odwiedziny! Jak już tu jesteś zostaw po sobie ślad :)
Za komentarze i obserwację postaram się odwdzięczyć.